Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

U drzwi świątyni spotkał karetę stróż jej ze złowieszczą twarzą. Panna Toks ze czcią podała rękę przy wysiadaniu panu Dombi i weszła na stopnie kościoła. Tam właśnie inna odbywała się ceremonia, a panna Toks dosłyszała jeszcze pytanie: „Masz wolną a nieprzymuszoną wolę... tego oto małżonka pojąć?8 i odpowiedź „Tak“.
— Prędzej wnoście dziecię, bo zimno naglił dozorca kościelny.
— „Do grobu?“ — mógłby spytać Pawełek z Hamletem — taki chłód i wilgoć tchnęła od kościoła. Wielka nawa katedry, straszne rzędy próżnych ław, posępne galerye, wznoszące się pod sklepienie i ginące w mroku olbrzymiego organu, zapylone chodniki i zimna posadzka kamienna, puste krzesła na przodzie i wilgoć w ukrytych kątach, gdzie stał katafalk, nosze, łopaty, wszelkie sznury, gdzie unosiła się woń dziwna i mogilne światło. Na takiej arenie miał się spełnić obrzęd święty.
— Teraz u nas ślub, lecz wnet się ukończy. Nie pozwolą państwo do zakrystyi? — To mówiąc, dozorca zlekka skłonił się panu Dombi, dając do poznania, że zna go od pogrzebu małżonki i spodziewa się, że szanowny dżentlmen miał się odtąd pomyślnie.
Twarze państwa młodych wcale nie wyrażały gorącego zachwytu nasyconych uczuć, a cała ślubna procesya wygląd miała smutny. Panna