Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dmiot zamykał się w futerale z drzewa różanego tak szczelnie, że najmniejsza wypukłość dokładnie przylegała do wklęsłości i wszystko to dla ochrony od zepsucia i nieładu przy kołysaniu się okrętu. Ażeby oszczędzić miejsca i ściślej ułożyć przyrządy, użyto niezwykłych środków, mnóstwo przedmiotów niezbędnych dla żeglugi kryło się w każdem pudle, a sklep i przyrządy miały wygląd tak zwarty i tak podobne były do pływającego futerału tylko bez wody morskiej, jakby czekały na to, aby się puścić na daleką bezludną wyspę.
Szczegóły życia szanownego właściciela instrumentów morskich, który chlubił się drewnianym miczmanem, wzmacniały tę opinię. Rozległe koło znajomych tworzyli żeglarze, zjadający u niego suchary okrętowe i wędliny. Marynaty podawały się w naczyniach z napisem: handel prowizyą okrętową, a napoje podawano w nizkich z krótkiemi szyjkami karafkach, używanych na morzu. Na ścianach w symetrycznym porządku wisiały widoki okrętów z alfabetycznym spisem ich części składowych; komin zdobiły rzadkie muszle, mech i rośliny morskie; niewielki kantor z tyłu sklepu otrzymywał światło niby kajuta od szyby w górze.
Gospodarz, kapitan tego pływającego futerału, mieszkał samiuteńki ze swym krewnym Walterem, czternastoletnim chłopcem, który jakby dla uzupełnienia tej charakterystyki po-