Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

części świata; magazyny z mnóstwem towarów, którymiby można w krótkim czasie największy okręt napełnić — tu wreszcie na drzwiach sklepów z przyrządami żeglarskimi wystawiono małych miczmanów z drzewa w starych mundurach, jak gdyby dla dozoru nad jadącymi powozami.
Twórcą i właścicielem jednej z tych rzeźb — którąby można nazwać najbardziej drewnianą — tej, która wypukło wyskakiwała z tła, poważnie prawą nogę naprzód wysunąwszy, ubrana w trzewiki ze sprzączkami, w kaftan z wylotami i przy prawem oku trzymała nieproporcyonalnie wielką w stosunku do postaci maszynę — jedynym twórcą i właścicielem tego miczmana, nad wyraz z niego dumnym, był sędziwy jegomość w peruce, który zaczął płacić komorne, podatki wiele lat przed przyjściem na świat najstarszego z żywych dziś miczmanów — z krwi i kości. A przecież w angielskiej flocie niemało miczmanów wcale poważnego wieku. Sklep owego starego dżentlmena pełen był chronometrów, barometrów, teleskopów, kompasów, sekstantów i wszelkich instrumentów, nieodzownych dla kierowania okrętem.
Miedziane i szklanne rzeczy w surowym porządku rozłożono na półkach i pakach, tak że niewtajemniczeni nie mogliby odgadnąć ich użytku ani napowrót ułożyć, gdyby im zechciało się je wyjąć i rozebrać. Każdy prze-