Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto wspomniał o Walterze? Kto w tej chwili powiedział „Walter“. On tu? Chcę go widzieć.
Nikt wprost nie odpowiedział; lecz ojciec zwrócił się do Zuzanny.
— Każ go zawołać, niech wejdzie!
Nastąpiło milczenie. Paweł z uśmiechem patrzył na dawną nianię i cieszył się, że nie zapomniała o Florci. Upłynęło pięć minut.
Walter wbiegł do pokoju. Jego miła twarz, niewymuszone ruchy i wesołe oczy zawsze podobały się Pawełkowi. Ujrzawszy teraz przyjaciela swej siostrzycki, wyciągnął doń rękę i rzekł:
— Żegnam cię.
— Jak to „żegnam“, moje dziecko — zawołała pani Pipczyn. — Dla czego „żegnasz?“
— O, tak — rzekł — żegnam cię, drogi Walterze, żegnam na wieki!
Gdzie tatuś? — spytał z niepokojem, oglądając się naokoło.
Poczuł na skroni tchnienie ojca, zanim ten otworzył usta do odpowiedzi.
— Pamiętaj o Walterze, kochany tatusiu — szeptał. — Pamiętaj o Walterze! kochałem Waltera!
I jeszcze raz podnosząc drżące ręce, zawołał: Żegnam cię, Walterze!
— A teraz mnie połóżcie. Ty, Florciu, zbliż się, więcej, więcej, moja najukochańsza. Pozwól przyjrzeć się sobie.