Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niweczył ułudy, a w dodatku on sam ma podnieść rękę, aby je do szczętu zburzyć. Niełatwo to, niełatwo! Jakże tu wyładowywać z głowy wszystkie jasne myśli a nakładać do mózgu nowe i bardzo nieprzyjemne. Trzeba myśleć i myśleć — i kapitan, zamiast na prędce wciągnąć kurtę i kamizelę, stanowczo zadecydował, że musi przy tak ważnej okazyi nieco „pogryźć paznokci.“
— Stare nawyknienie, Walu. Kiedy zobaczysz, że kapitan Kuttl gryzie paznokcie, to znaczy, że siadł na mieliźnie.
Potem w braku rzeczywistej ręki z wszelkimi pozorami głębokiego zamyślenia zaczął rozglądać w najdrobniejszych szczegółach swój kikut.
— Mam ja przyjaciela — zaczął kapitan, jakby ze sobą rozmyślał — takiego przyjaciela, który o zakład wygrałby każdą sprawę w parlamencie. Szkoda, że teraz na morzu, bo gdyby tu był, cała sprawa wydawałaby się dziecinną. Podziwu godna głowa! Trzy razy wyrzucali go z okrętu w morze, a on jakby nigdy nic! W latach szkolnych przez trzy tygodnie łomotali go po łepetynie żelaznym tłuczkiem i nic! Suchy wychodził z każdej toni, nie gorzał w ogniu! Na świecie nie znalazłbyś takiego oczajduszy.
Walter rad był, że osławionego mędrca niema; miał powód myśleć, że wtrącanie się