Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pawełek stał na oknie, uderzał w dłonie i słał siostrze pocałunki; lecz gdy Florcia, mijając go, znikła, twarzyczka zapłoniona radośnie przed chwilą, powlokła się melancholią i niespokojnem wyczekiwaniem.
Przejścia te nie uszły uwagi nawet Tutsa. Rozmowę przerwała wizyta pani Pipczyn, która zwykle raz na tydzień o zmroku przychodziła do domu doktora, aby zobaczyć się z dawnym pupilem. Przybycie jej niemile dotknęło teraz Tutsa. który po powitaniu dwukrotnie zbliżał się do pani Pipczyn z zapytaniem o zdrowie. Wzięła to za osobistą obrazę i przypisała ją służącemu, na którego poskarżyła się przed doktorem Blimber.
Dni stawały się dłuższe i Pawełek codzień u okna wyczekiwał Florci. W pewnej chwili przechodziła ona codzień koło domu doktora dla ujrzenia brata, a widok jej jak promień słońca codzień ożywiał biednego Pawła. Nieraz po zachodzie słońca i druga postać błądziła koło domu, postać pana Dombi, który teraz rzadko już przyjeżdżał w soboty. Wolał nie być poznanym i skrycie przyglądał się wysokim oknom, gdzie syn człowiekiem się stawał. Czekał, żywił nadzieję, czatował, marzył.
O, gdyby widział, jak biedne, przygnębione chłopię, tuląc się piersią do okna, wsłuchuje się w huk fal morza i wbija zamyślone oczy w bezkreśne niebo, kędy snują się ciemne