Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kowi i do głowy nie przyszłoby czegokolwiek uczyć panienkę, gdybyś mu się sama nie napierała.
— Kup mi, Zuzanno, ja wiem, że kupisz, gdy się dowiesz, na co mi one potrzebne.
— A na co, panno Florciu? Jeżeli chcesz niemi rozbić głowę pani Pipczyn — dodała ciszej — to ci kupię całą furę.
— Zdaje mi się, że mogę nieco pomagać biednemu Pawełkowi i ułatwiać mu niedzielną pracę. Przynajmniej spróbuję. Kup mi, nigdy ci tej usługi nie zapomnę.
I Florcia tak błagalnie patrzyła, że Zuzanna wzięła z jej rąk portmonetkę i popędziła załatwić sprawunek.
Nie było to łatwo spełnić. W jednej księgarni powiedziano, że takich dzieł niema; w drugiej, że miesiąc temu było dużo, teraz niema ani jednej; w trzeciej, że za tydzień sprowadzą mnóstwo. Zuzanna nie rozpaczała. Zwerbowała w księgarni pomocnika i z nim szperała tak długo, aż książki znaleziono, kupiono i w tryumfie przyniesiono do domu.
Z tym skarbem, po skończeniu własnych lekcyi, Florcia nocami siadywała w swym pokoiku. Zdolna i szybko oryentująca się, wspomagana miłością, wkrótce dopędziła brata, zrównała się z nim i prześcignęła go.
Nic o tem nie wiedziała pani Pipczyn. Florcia pracowała nocami, gdy wszyscy spali