Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdyby kapitan widział, jakiem spojrzeniem obdarzył go pan Dombi, gdyby to był widział! Ale na szczęście szanowny przyjaciel mistrza żeglarskich instrumentów nie dostrzegł nikogo zgoła i zwrócony do pana Dombi przymknął lewe oko, dając poznać, że młody człowiek jeszcze onieśmielony, co wnet minie.
— Sprowadziła mnie tu, proszę pana, sprawa prywatna, mnie wyłącznie dotycząca. I kapitan Kuttl....
— To ja! — zawołał kapitan na znak, że już nie opuści młodzieńca.
— Kapitan Kuttl, człowiek bardzo dobry i stary przyjaciel mego wuja, był tak dobry, że chętnie przyjechał ze mną, a ja nie mogłem żadną miarą odmówić....
— Tegoby tylko brakowało! — dodał kapitan wyrozumiale — naturalnie nie mogłeś. Dobrze, Walterze, mów dalej....
— I dla tego, proszę pana, dla tego musiałem przyjechać z panem Kuttl, aby powiedzieć, że wuj mój znajduje się w rozpaczliwem położeniu. Sklep jego blizki bankructwa, a on nie może uiścić długu według rachunku, który uzyskał prawo egzekucyi. Mają w sklepie spisywać ruchomości. Pewnie wszystko straci i nie przeżyje nieszęścia. Tymczasem, proszę pana, zna pan mego wuja, jako człowieka prawego i zacnego. Gdyby pan był łaskaw