Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Aha, wiem... jeżelibyś była w Indyach, ja umarłbym bez ciebie.
Florcia rzuciła robótkę, pochyliła się nad poduszką i zaczęła go pieścić.
— I jabym umarła, gdyby nas rozłączyli. Ale po co o tem myśleć? Teraz ci lepiej, zdaje się.
— O, ja mam się teraz dobrze, bardzo dobrze. Ale o tem wcale nie myślę. Teraz ciągle mi się zdaje, że umarłbym z tęsknoty, gdyby ciebie ze mną nie było.
Innym razem na tem samem miejscu zasnął i długo spał spokojnie; w tem zbudził się, usiadł i zaczął się mocno wsłuchiwać.
Florcia spytała, czy mu się co śniło.
— Chcę wiedzieć, co ono mówi? Powiedz mi, Florciu, co mówi morze?
Odpowiedziała, że szumią fale i nic więcej.
— Tak, fale szumią; ale ja wiem, że zawsze coś mówią. Zawsze to samo gwarzą fale morza. A co tam nad falami?
Wstał i wpatrywał się we widnokrąg.
Florcia odrzekła, że tam brzeg przeciwległy. Ale nie o tem myślał. Myślał o tem, co było dalej, dalej, dalej...
Takie rozmowy powtarzały się. Czasem wśród ożywionej rozmowy ucinał i wsłuchiwał się w tajemniczy poszum fal morskich; potem wstawał i długo wpatrywał się w bezkresną dal horyzontu.