Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czasem dzieciak jakiś ze współczuciem pytał o zdrowie.
— Bardzo dobre, dziękuję — odpowiadał Pawełek — ale bądź łaskaw odejść sobie. Lepiej zrobisz, gdy pójdziesz się bawić.
A gdy dzieciak odbiegł, zwracał się do Florci i mówił:
— Nie trzeba obcych, prawda? Pocałuj mnie, Florciu.
Wtedy bardzo niechętny bywał dla Wikkem i cieszył się, gdy szła sobie zbierać muszle lub gawędzić ze sługami. Lubił samotność, a jeżeli obok siedziała Florcia, czytała lub opowiadała, wiatr muskał mu policzki i woda podmywała kółka wózka, wówczas nic mu do szczęścia nie brakło.
— Florciu — pytał raz — gdzie leżą te Indye, w których mieszka rodzina Biterstona?
— O, daleko, strasznie daleko.
— Na całe tygodnie?
— Tak, kochanku, na całe tygodnie podróży dniem i nocą.
— Gdybyś ty, Florciu, była w Indyach — rzekł po chwilowym namyśle — jabym.... co to zrobiła mama?... zawsze zapominam.
— Pokochałbyś mnie — podpowiedziała Florcia.
— Nie to, nie to. Czyż ja ciebie nie kocham, Florciu? Ale tamto co?