Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale jak się odnalazła i kto odszukał? To teraz wiedzieć trzeba.
— Zdaje mi się — skromnie odrzekł Walter — że ja znalazłem pannę Dombi. Nie to, żebym mógł się pochlubić, że ją w samej rzeczy odnalazłem, lecz miałem szczęście być tym...
— Co chcesz pan powiedzieć? Proszę mówić jaśniej i ściślej.
Lecz Walter nie mógł się na to zdobyć. Jako tako wytłomaczył stan rzeczy i wyjaśnił, dla czego panna Dombi pozostała u wuja.
— Słyszysz — zwrócił się Dombi do Zuzanny. — Weź wszystko, co potrzeba, idź z tym młodzieńcem i przywieź pannę Florcię do domu. A pan, szanowny panie, jutro otrzymasz nagrodę.
— Zbyt jesteś pan łaskaw — rzekł Walter. Zapewniam pana, że nie myślałem wcale o nagrodzie.
— Jesteś pan jeszcze zbyt młody, Walterze Hey. Niema potrzeby dowiadywać się, o czem pan myślałeś lub o czem nie myślałeś. — Zachowałeś się pan dobrze i dosyć. Skromność tu nie na miejscu. Luizo, każ mu dać wina.
Oczy pana Dombi prawie nieprzychylnie szły za Walterem, gdy ten opuszczał pokój w towarzystwie panny Czykk i niema się co łudzić — duchowe jego oczy wyrażały jeszcze większą nieprzychylność, gdy do usług skory chłopiec jechał do wuja z Zuzanną Nipper.