Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widział pan kiedyś coś podobnego! — rzekła mała wykryzowana kokietka, podobna do francuskiej litografji, zwracając się do pana w trzech kamizelkach.
— Pierwszy raz w życiu, — odparł adorator, podciągając kołnierz.
— Nianiu, pozwól mi go wziąć na ręce! — błagała inna młoda panna. — Kochanie.
— Nianiu, czy on otwiera oczy? — zapytała przyjaciółka tamtej, udając najzupełniejszą niewinność. Jednem słowem, wszystkie panny chóralnie obwołały chłopca aniołem, a mężatki oświadczyły, że jest najpiękniejszem dzieckiem, jakie znają — oprócz ich własnych dzieci, rzecz jasna.
Zawirowały ogniste kadryle. Powszechnym plebiscytem uznano, że pan Danton przeszedł tego dnia samego siebie. Kilka młodych i pięknych dam oczarowało towarzystwo i zdobyło tłumy wielbicieli śpiewawając. „To byłaś ty“, „Widziałem cię w sklepie manufaktury“ — i inne równie sentymentalne i niemniej interesujące ballady. „Młodzież wniosła do naszego domu wiele życia i świeżości“, twierdziła pani Kitterbell. Dziewczęta nie traciły okazji; wieczór zapowiadał się znakomicie. I przeszedłby znakomicie, gdyby nie Dumps. Jego nie radowała radość rozbrykanych młodzieńców i wesołość rozkokietowanych panien. On nie brał udziału w zabawie. On myślał. Rozważał. Planował. Już rozkoszował się przedsmakami triumfu, już widział w wyobraźni efekt piorunowego koncertu — miał to być zresztą zwyczajny żart w jego ulubionym stylu. Tak był szczęśliwy, że aż roztargniony: grał w wista i przegrywał za każdym razem. Zdaniem