Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drugiej osoby, jakiegobyście doznali, widząc Dot, przytulającą się do piersi woźniey. To był obraz pełnego, nieudanego małżeńskiego szczęścia, wzruszający swą szczerością. Możecie być przekonani, że woźnica był całkiem oczarowany, a uszczęśliwiona Dot nie ustępowała mu w radości. Ich szczęśliwy nastrój udzielił się wszystkim obecnym, licząc w to i Tilly, która spłakała się z radości, a chcąc uczynić młodego Piribingla uczestnikiem ogólnej radości, zaczęła podnosić go do każdej osoby po kolei, jakby okrężny puhar.
I oto znów zaturkotały koła na drodze, a ktoś zawołał, że Greff i Teklton wraca nazad. Szybko wpadł do izby ten szanowny jegomość, widocznie rozgorączkowany i zdenerwowany.
— Co za licho, Janie Piribingl! — zawołał, — Posłuchaj! Zaszło tu jakieś nieporozumienie. Umówiłem się z panią Teklton, że spotkamy się w kościele, a przecież gotów jestem przysiądz, żem ją widział na drodze, jadącą tutaj! A otóż i ona! Przepraszam pana; nie mam przyjemności znać pana, ale bądź łaskaw, ustąp mi tę młodą damę. Dziś rano ma spełnić bardzo ważne zobowiązanie.
— Przebacz pan, nie mogę jej panu ustąpić — odrzekł Edward. — Ani myślę.
— Co to znaczy? Ach ty, włóczęgo! — zakrzyczał Teklton.