Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Lubię go za to, żem wiele razy go słyszała, a ta niewinna melodya nasuwała mi wiele myśli.
— Ona tak mówiła! — zawołał woźnica. — Istotnie! — Było to szczęśliwe mieszkanie, Janie i za to lubię świerszcza.
— Tak, ono było takiem, Bóg świadkiem, przyznał Jan. — Ona je zawsze szczęśliwem czyniła... aż do tego czasu.
— Ona ma tak wyborny, zgodny charakter; tak lubi życie domowe, tak jest wesoła, czynna i pogodna — wyszeptał głos.
— Nie napróżnom ją tak kochał, — odezwał się woźnica.
Głos poprawił go, mówiąc: „kocham“.
Woźnica znów powtórzył: „kochałem“. — Ale niepewnie.
Cichy szept nie był posłuszny i po swojemu mówił i za siebie i za Jana.
Elf podniósł rękę i zaczął w błagającej postawie:
— U twego własnego ogniska...
— U ogniska, które ona zniszczyła — przerwał Jan.
— Nie, które ona tak często błogosławiła i otaczała weselem — odparł świerszcz — u ogniska, które bez niej byłoby tylko kupą kamieni, cegieł i zardzewiałych rusztów, a dzięki jej stało się twoim domowym ołtarzem, gdzieś wieczorami przynosił na ofiarę drobne swe na-