Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tych do czoła, głowy pochylonej i rozpuszczonych włosów. Gdyby nawet Jan w tej chwili był wszechmocnym, w sercu jego tak żywo tliła się iskra litości, że najmniejszej krzywdy nie wyrządziłby niewiernej żonie. Niewymownie jednak ciężko mu było widzieć ją siedzącą u swych nóg, na niziutkiej ławeczce — gdzie tak często spoglądał na nią z miłością i dumą, rozkoszując się jej niewinnością i weselem; gdy więc wstała i odeszła ze łkaniem — Jan doznał niemałej ulgi. — Pusta izba wydała mu się milszą, niż ulubiona przez tyle czasu obecność Dot. Ta pustka najbardziej przypominała mu, jak samotnym jest teraz i jak beznadziejnie porwały się wszystkie związki jego życia. Im silniej to odczuwał, im jaśniej poznawał, że wolałby widzieć Dot umarłą wraz z dziecięciem u piersi, tem wścieklej kipiał w nim gniew ku rywalowi. Jan obejrzał się wkoło, szukając oczyma broni.
Wisiała na ścianie. Zdjął ją i postąpił ku drzwiom wiarołomnego gościa. Wiedział, że broń nabita. Posępna myśl, że tego człowieka trzeba zastrzelić, jak dzikiego zwierza, utkwiła mu w głowie i wzrastała w jego umyśle, aż zmieniła się w potwornego demona, który opanował go całkowicie i od nieszczęśliwego odpędził wszystkie łagodniejsze uczucia. Pod jego władzą woda zamieniła się w krew, miłość w nienawiść, łagodność w ślepe okrucieństwo. Obraz Dot