Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

położenia wyciągnęli dziecko świecące się od potu i wrzeszczące na całe gardło, aby je nakarmić. Po jedzeniu malcowi kazali znów spać. Pani Piribingl wyzyskała tę chwilę przerwy na własną toaletę, która mimo swej całej prostoty zamieniła ją w tak czarowne stworzenie, jakie rzadko widzieć można. W tym krótkim czasie także i panna Tilly nałożyła gorset tak dziwnego i wyszukanego fasonu, że ani na jej miarę nie był skrojony, ani do niczego w świecie nie był podobny, ale przedstawiał coś chaotycznego: zmarszczonego, zwiniętego na podobieństwo psich uszu — i coś niezawisłego — istniejącego całkiem osobno, bez najmniejszego związku z czemkolwiek.
Tymczasem chłopczyk znowu się zbudził i połączonemi siłami matki i niańki ustroił się w ciepły płaszczyk kremowego koloru i nankinowe przybranie głowy w kształcie nadętego pieroga. Nareszcie wszyscy troje wyszli z domu na ganek, przy którym stary koń zdążył już narobić więcej szkody ministerstwu dróg i komunikacyi, niż wynosił dzienny jego zarobek, psując drogę swemi niecierpliwemi kopytami. Co się tyczy Boksera, to ledwo go dojrzeć można było z oddali, gdzie stał, oglądając się ciągle i kusząc konia, aby ruszył w drogę bez pozwolenia.
Jeśli sądzicie, że pani Piribingl potrzebną okazała się ławeczka lub coś innego w tym ro-