Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z przerażenia i zdumienia. Nieznajomy przysunął się do ognia, aby się zagrzać i stał tuż obok krzesła. Ale nie odezwał się wcale.
— Dot! zawołał mąż. Mary! Droga! Co ci jest? W jednej chwili rzucili się ku niej wszyscy. Kaleb, który drzemał na pudle z kołaczem, schwycił senny Tilly za warkocz, ale zaraz ją przeprosił.
— Mary! wołał Jan, podtrzymując żonę. Tyś chora. Co ci jest? Powiedz, ukochana!
Odpowiedziała tylko dzikim śmiechem. Potem zsunąwszy się z objęć męża na ziemię, młoda kobieta zakryła twarz fartuszkiem i gorzko zapłakała. Napłakawszy się, znów zaczęła się śmiać, potem znów płakać. W końcu zaczęła żalić się na chłód, pozwoliła mężowi doprowadzić się do ognia i tam siadła na swojem miejscu. Starzec po dawnemu stał przy ognisku bez ruchu.
— Lepiej mi, Janie — cicho wyszeptała pani Piribingl. Zupełnie przyszłam już do siebie... ja... Janie!
Ale Jan stał po przeciwnej stronie. Dlaczego Dot zwróciła się twarzą ku nieznanemu staremu jegomości, jakby zwracając się do niego? Czy nie bredziła czasem w gorączce?
— Coś mnie zamroczyło, kochany Janie... Przeraziłam się... Coś przemknęło mi nagle przed oczyma... Nie mogłam dobrze rozpoznać. Ale to już przeszło, zupełnie przeszło.