Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

herbaty, przewrócone do góry dnem łóżko lub oczyszczoną beczkę ze śledzi, kobieta niewątpliwie węchemby odgadła, co tam się znaduje. Tak, nie mylisz się. Jeździłem po niego do cukiernika.
— A waży to już nie wiem ile; chyba ze sto funtów — wołała Dot, robiąc zabawne usiłowania, aby go podnieść. — Czyj to, Janie? Gdzie go wyprawić? — przeczytaj adres na drugiej stronie koszyka.
— Jakto Janie? Czy to możliwe?
— Tak, ktoby mógł to przypuścić?
— Czy chcesz przez to powiedzieć, — ciągnęła Dot, siedząc na podłodze i zadzierając głowę, — że to dla Greffa i Tekltona, fabrykanta zabawek?
Jan w odpowiedzi skinął głową.
Tymczasem Tilly, która bezmyślnie bez sensu powtarzała zasłyszane urywki rozmowy, byle zabawić dziecko, i przytem wszystkie rzeczowniki kładła w liczbie mnogiej, głośno zapytywała stworzonko, czy nie jest on Greffem i Tekltonem, fabrykantami zabawek, czy nie zajedzie do cukierników po weselne kołacze, czy jego mamusie poznają koszyczki, gdy jego ojcowie przywiozą je do domu i t. p.
— Więc to naprawdę nastąpi? Pomyśl, Janie, przecież jako małe dziewczątka biegałyśmy z nią razem do szkoły.