Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świerszcza znów mnie rozweselało, napełniając serce zaufaniem i odwagą.
— Myślałam o tem wszystkiem dziś wieczorem, mój drogi, kiedy siedziałam tu, oczekując ciebie; i dlatego lubię świerszcza.
— Ja także, — powtórzył Jan. — Ale co ty znów mówisz, Dot? Ja spodziewałem się, pragnąłem tego, żeby cię pokochać? Co znów nowego wymyślisz? Przecież byłaś mi najdroższą o wiele wcześniej, nim cię tu przywiozłem, abyś została gosposią świerszcza.
Położyła na chwilę rękę na jego ramieniu i spojrzała nań ze wzruszeniem, jakby powiedzieć coś miała. Za chwilę młoda kobieta klęczała obok koszyka i mówiła wesoło, zabierając się do rozkładania paczek:
— Nie wiele ich dzisiaj, Janie, ale zauważyłam parę dużych pakunków na tyle wozu. Chociaż co prawda niemało z tem kłopotu, lecz rozwożenie posyłek to dobry zarobek; nie należy więc nam narzekać, nieprawdaż? A prócz tego, zapewne pooddawałeś po drodze niektóre towary.
— Naturalnie i niemało.
— A to co za okrągły koszyczek, Janie? Masz tobie! to przecież kołacz ślubny!
— Kobiety w tym razie mają wzrok bystry, — zauważył zachwycony Jan. — Mężczyzna nigdyby nie zgadł. Jestem pewien, że gdyby zapakować ślubny kołacz w pudło od