Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XV
PIĘKNO.

Jam piękna, o śmiertelni, niby sen kamienny!
Pierś ma, od której bolał każdy duch kolejno,
Nieci w poetach miłość — wieczną i niechwiejną
I niemą jak istota materji niezmiennej.

Niby sfinks niepojęty władam na lazurze,
Serce mam śnieżne; białość łabędziego puchu;
Zmieniającego linje, nienawidzę ruchu.
I nigdy się nie śmieję, ani łzą nie chmurzę.

Poeci, na wyniosłą mą patrząc postawę,
Na którą najdumniejszych spiżów wzięłam sławę,
W ćwiczeniach będą trwali surowych a czystych;

Bowiem dla tych kochanków mych oczarowania
Mam zwierciadła, gdzie piękniej wszystko się odsłania —
Oczy me — wielkie oczy o blaskach wieczystych.






XVI
Hymn do piękna.

Czy znijdziesz z Niebios, czyli otchłań cię wyzieje,
Piękności, wzrok twój boski i piekielny razem