Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciec pracuje i liczy, a matka nie przestaje śledzić mnie spojrzeniem lęku i miłości.

VII

Ponieważ uczyłem się dobrze, a w osamotnieniu swojem siedziałem w książkach jak przystało na odludka, wysłał mnie ojciec do szkół. Zresztą było to czemś zgoła naturalnem, bo tatuś bardzo szanował panów, zaś awans materjalny i społeczny był w jego oczach najświętszem zadaniem każdego człowieka wobec samego siebie i swego potomstwa, zadaniem, które rozumiało się samo przez się.
Zauważyłem, że dzieci najzdolniejsze (w sensie karjery życiowej) wywodzą się naogół z tych zabiegliwych średnich warstw, które skromnie i z samozaparciem zaczynają właśnie budować coś jakby lepszą przyszłość. Nasz awans społeczny to usiłowania ojców naszych.
Nie miałem wtedy jakiegoś określonego wyobrażenia, czem chciałbym być. Najchętniej chyba byłbym został linoskokiem, jaki pewnego wieczora kołysał się nad placykiem naszego miasteczka, albo dragonem, który kiedyś zatrzymał konia przy naszym płocie i pytał o coś po niemiecku. Mamusia podała mu szklankę wody, dragon salutował, koń pod nim tańczył, a mamusia czerwieniła się jak różyczka. Byłbym chciał zostać dragonem, albo