Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miejsce i zaczęła szybko ładnie opowiadać w swoim obcym języku. Nigdy dotychczas nie miałem uczucia takiego, jak wtedy, że jestem tak strasznie daleko od domu. Jak gdyby tam był inny świat i jakbym już nigdy nie miał wrócić do swoich. Było to uczucie rozpaczliwe i heroiczne. Nagiem, cienkiem ramieniem objęła mnie za szyję i długo, wilgotno, łaskotliwie szeptała mi coś do ucha. Być może, iż w obcym swoim języku mówiła mi, że mnie lubi, a ja byłem szczęśliwy wprost śmiertelnie.
Pokazała mi wnętrze baraku, który był pewno jej mieszkaniem. Panował w nim ciężki od słońca, gorący zaduch i czuć go było psią budą. Na gwoździu wisiała męska kapota, na ziemi leżały szmaty, tu i owdzie stały skrzynie zamiast sprzętów. W baraku było szaro, a jej oczy wpatrywały się we mnie z tak bliska i tak ładnie, że chciało się zapłakać, nie wiem od czego: od miłości, bezradności, czy ze strachu? Usiadła na skrzynce z kolanami podciągniętemi pod brodę, szeptała coś jakby piosenkę i spoglądała na mnie swojemi upartemi, szeroko rozwartemi oczami. Było tak, jakby odprawiała czary. Wiatr zatrzasnął drzwi i nagle zrobiło się zupełnie ciemno. To było straszne, serce biło mi aż w gardle, nie wiedziałem, co się stanie. W ciemności ozwał się cichutki szelest, drzwi się otwarły, a ona stała w nich pod światło i bez ruchu patrzyła na świat. Potem znowu