Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ry gospodarz biegnie na pomoc. Serce mu już nie dopisuje, ale gospodarz biegnie. Aż strach, co takie serce może wyrabiać! Jakby chciało pęknąć, albo jakby się tak strasznie zacisnęło, że nie może się rozewrzeć, ale gospodarz biegnie. Jeszcze parę kroków i to już nie serce, ale bezmierny ból. To tutaj. Tu są wrota a tu zagroda, białe ściany i czerwona strzecha, lecz cóż to że wszystko wywraca się do góry nogami? Nie, to nie białe ściany, to niebo, a przecie tutaj stała zawsze chałupa, dziwi się gospodarz. W tejże chwili z zagrody wybiegają ludzie i próbują podnieść ciężkie ciało człowieka.
Albo ten z mocnemi łokciami miałby także całkiem inną historję. Po-pierwsze dochrapałby się czegoś więcej i nie zadowoliłby się biurkiem urzędniczem. Sam nie wiem, czem byłby musiał stać się, aby zaspokoić swoją ambicję. I byłby bezwzględniejszy, byłby straszny w swej woli mocy. Do celu swego szedłby po trupach. W szystko poświęciłby swej wielkości: szczęście, miłość, ludzi i samego siebie. Zrazu mały i nędzny pchałby się naprzód za wszelką cenę. Pracowity i wzorowy sztubak, który wszystko wykuł, a nauczycielom swoim podaje palta. Gorliwy urzędniczyna, pracujący za trzech, podchlebia przełożonym i denuncjuje kolegów. Wreszcie może już sam rozkazywać i zacznie się rozkoszować władzą. Despotyczny i nieczuły, dręczy lu-