Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czego się nie zachciewa dzieciakowi!
Ja nie mówię o dzieciństwie. Pamiętasz, jak przyglądaliście się pewnego razu temu, co nadzorca robił z tą kumą z kantyny? Myślałeś, że on ją dusi, gdy oboje tak się miotali. Chciałeś krzyczeć ze zgrozy, ale dziewczynka dała ci sujkę w bok, a oczy jej płonęły. Pamiętasz? Skuliliście się za płotem i wstrzymywaliście oddech, a tobie oczy wyłaziły nawierzch. To była taka straszna baba, piersi opadały jej aż na brzuch i co rusz pyskowała, ale wtedy była cicho i tylko sapała.
No, będzie tego dobrego.
Ja nic nie mówię. Pamiętam tylko jak to pewnej niedzieli poszedłeś odwiedzić dziewczynkę. Było tam, jak po wymarciu, bo wszyscy albo siedzieli w kantynie, albo chrapali w drewnianych budach. W baraku nie było ani żywego ducha, tylko śmierdział jak psia buda. Potem ozwały się kroki, a ty ukryłeś się za skrzynią. Po chwili weszła dziewczynka, a za nią mężczyzna, który zamknął drzwi na zaworę.
To był jej ojciec.
Ja wiem. Śliczny ojczulek, trzeba mu to przyznać. Zamknął drzwi i zrobiło się ciemno. Nic nie było widać, ale słychać, człowiecze, słychać było, jak dziewczynka jęczy i jak męski głos uspakaja ją i krzyczy na nią. Nie pojmowałeś o co tam chodzi i pięścią zatykałeś usta, żeby nie krzyczeć z rozpa-