Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXIV

I to już wszystko, a teraz łam sobie głowę, człowieku, jeśli łaska! Widział-że kto coś podobnego? Poeta! Ktoby to był pomyślał? Mniejsza z tem, że mówił o tem ten młodzieniec. Młodość przesadza i musi przesadzać przy każdem otwarciu ust. Należałoby pójść do bibljoteki uniwersyteckiej i wyszukać to sobie, ale doktór nakazał spokój, więc niech będzie spokój i siedzenie w domu, choćby ci w głowie huczało, jak w młynie.
Trudna rada, nie pamiętam ani jednego z tych sławetnych wierszy. Przepadło! Ale gdzie to mogło było przepaść? — Gdy w palmach kokosowych zawarczą bębenki — — — z tego nikt nic nie wymiarkuje i można najwyżej kręcić głową. Na miły Bóg, człowieku, skąd ci się wzięły raptem te palmy i co ci wogóle do palm kokosowych? Któż to wie, może akurat w tem jest jądro poezji, że człekowi nic do tych palm kokosowych, albo, powiedzmy do królewny Mab.
Może te wiersze są kiepskie, a mój młodzieniec to cymbał, ale fakt jest faktem, że były kiedyś te palmy kokosowe i wiele innych rzeczy. — Straszliwa fantazja — powiedział młodzian. Zapewne, musiała być w tych wierszach masa różnych rzeczy, i jakich dziwnych rzeczy! Że fosforyzują i żarzą się. Tak mówił. Nie o to zresztą chodzi, czy te wiersze były dobre, czy kiepskie, ale chciałbym wiedzieć,