Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXIII

Przez trzy dni nie pisałem. Zdarzyło się coś, nad czem już trzeci dzień kręcę głową. Nie żadne wielkie i uroczyste zdarzenie, bo takich w życiu mojem nie bywa. Raczej zdarzenie przykre, w którem przypadła mi, zdaje się, rola dość pocieszna. Onegdaj popołudniu gospodyni powiedziała mi, że pragnie zobaczyć się ze mną jakiś młody pan. Irytowałem się: co ja mam do czynienia z jakimś młodym panem! Mogła mu przecie powiedzieć, że mnie niema w domu, czy coś podobnego w tym guście. Teraz, oczywiście, trzeba go przyjąć.
Wszedł młodzian z gatunku, który był mi zawsze wstrętny: trochę za duży, pewny siebie i długowłosy, jednem słowem taki przepych. Podrzucił grzywę i zatrąbił jakieś nazwisko, które, oczywiście, natychmiast zapomniałem. Było mi wstyd, że jestem nieogolony, bez kołnierzyka i że siedzę w pantoflach i w znoszonym szlafroku, sflaczały jakiś i pomarszczony, jak zeszłoroczne jabłko. Zapytałem go więc, jak najmniej uprzejmie, czego sobie życzy.
Zagadał prosto z mostu, że właśnie doktoryzuje się na temat: początki szkół poetyckich w latach dziewięćdziesiątych. Ogromnie interesująca doba — zapewnił mnie po mentorsku. (Miał duże czerwone ręce i bicepsy jak drągi: wybitnie wstrętny). Teraz zbiera materjał i dlatego pozwolił sobie przyjść.