Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwracając już na siebie najmniejszej uwagi, puścił się przez gąszcz jak baran.
Wtem rozbrzmiał wystrzał. Trzasnął w odległości kilku kroków, prawie naprzeciw niego.
— Uważajcie przecież — wykrzyknął dedektyw i musiał się oprzeć, aby nie upaść, tak się zachwiały pod nim kolana. Mogło to być już dzisiaj, zrozumiał nagle, o mało co, a mogło się stać. Już dzisiaj! Już dzisiaj! Mogło to już być! W końcu mogło to już być!

*

Slawik zobaczył cień, posuwający się w ruchach automatycznych i nagłych, jak marionetka. Z trudem odgadł, że to jest komisarz. Poszedł w jego stronę.
— Proszę słuchać — odezwał się skwapliwie — właśnie zastanawiałem się nad tą sprawą. Nad tymi monogramami. Sprawa jest jasna. Zamordowany jest cudzoziemcem.
Slawikowi zdawało się, że komisarz wyszeptał coś.
— Tak — ciągnął dalej — to jest niewątpliwie cudzoziemiec. Człowiek, o którego się nikt pytać nie będzie. Inaczej cała ta sprawa nie miałaby sensu. Nigdy nie stwierdzi się jego tożsamości, nigdy się nie spostrzeże jego braku. A gdy morderca ucieknie, nic go już