Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie zdradzi. Nie jest szalony. Wiedział dobrze, co czyni. Zamordował życie, postać, nazwisko człowieka; może mu przedewszystkiem zależało na tem, aby zabił nazwisko; oh, może najstraszniejsze w tej sprawie było właśnie nazwisko. Nazwisko, któreby, jak palec, wskazało na mordercę. I gdybym nigdy nawet nie dowiedział się tego nazwiska, to i tak wkońcu wszystko byłoby dla mnie jasne.
— Tak, tak — wydobył ze siebie zmieszany komisarz — tak. Proszę zachować odstęp. Do szeregu! Marsz!

*

Jewiszek jest już w domu; cicho, ciepło brzęczy lampa, oświetlając zaczęty kwartet, w którym ostatni akord bardzo wysoki i drgający woła o dokończenie.
Opieszale i z lękiem wczytuje się Jewiszek w swój rękopis. Jest tu wszystko, jak było: triumfalna radość fraz, śpiewna, wolna kantilena. Nic się nie zmieniło. Nic nie zmieni piękna, nic go nie tknie; nic się nie zachwiało, nie zasępiło, nie zaciemniło w czarownej i powiewnej tkaninie tonów; nic, nic, a nic się nie zdarzyło. Pozostały nawet dawne wątpliwości: tu i ówdzie odzywa się obawa, niezgrabna i błąkająca się tęsknota, usiłowanie oddania wiru tancerki skryte w zakrzepłym uśmiechu.