Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do wymiotów, uczucie, że powietrze jest nieograniczenie zimnym, materjalnym kneblem, wepchniętym w usta i sięgającym aż do piersi, między boleśnie palpitujące skrzydła płuc, to wszystko zmuszało go do myślenia, że automobil leci z najwyższą, możliwą szybkością. Unoszony, porwany, przyciśnięty kurczowo do ścianki karoserji, czuł w sobie — sam nawet nie wiedząc dlaczego — rodzące się dwa wielkie prymitywne uczucia: pychy i zgrozy.
I nagle stop! znak chusteczką: „stańcie!“
— Poznałem maszynę panów, — mówił śpiesznie jakiś wysłaniec — biegnę właśnie po żandarmerję; u nas w Świętej Agnieszce coś się stało.
Rano gnała podobno tędy dorożka ze spłoszonymi końmi; bez pasażera; za nią przyszedł piechotą jakiś kolos i „padł na krzesło jak bałwan“, potem kazał opalić pokój i zamknął się w nim. Popołudniu zapukano do niego, czy sobie czegoś przypadkiem nie życzy.
Krzyczał, że rzuci każdego ze schodów, kto się odważy przyjść do niego na górę. Nikt nie śmie teraz tam wejść. Ukazał się na schodach z głową obwiązaną ręcznikiem i groził pięściami. Przyszli już i gajowi, ale nie wiedzą co począć; zieje od niego niezmierna groza.
Automobil popędził ku Świętej Agnieszce. Jest to niewielka miejscowość kąpielowa