Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czem stałeś się ty — o bólu! — oprzędzony przestworem nieskończoności?
Czem jesteś jeszcze obecna chwilo ze wszech stron na wieczność się otwierająca?
I ty — ściśnięte serce — co bardziej obszerne jesteś niż zmiłowanie i zbawienie?
— Boże litościwy, którego oczy na mój patrzą strach i moje czytają westchnienia! Boże, który tak często byłeś miłosierny dla mnie! do Ciebie wołam dzisiaj z głębi duszy swej! O usłysz głos mój, a wołanie moje niech doleci do Ciebie, albowiem w rękach Twych jest los mój.
Powoli, prawie niewidocznie próżnia wypełnia się. Tak jakby z modlitw płynęło coś bezkształtnego ale obfitego. W każdem słowie jest niewyraźna głębia. Jest to płynna, niewysłowiona treść, która je rozpina aż poza granice znaczenia do czegoś nieokreślonego i nierzeczywistego.
W czasie każdej pauzy między modlitwami zwala się znowu na duszę bliskość spraw a wtedy potrzeba zdwojonego wysiłku i wzmożonej konieczności krzyku, aby ustąpiła. I znów sprawy wszystkie ustępują i stają się martwe; z niewyczerpanej mnogości i pełności słów wylewa się bez końca przedziwna atmosfera, która sprawy wszystkie ogarnia jak głębia.
A sprawy te są dręczące i straszliwe, gdyż