Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ze siebie samego uczynił kąt, w którym mógł się przespać — łóżko — krawędź łóżka, prostokąt, schronienie.
— Och, niewygodnie! — wyrwał się z półsnu — jak ułożyć członki?
Długo i usilnie rozmyślał nad tem.
Wkońcu — jak dziecku — zachciało się mu leżeć i rozciągnął się na ławce.
Ale ławka była zbyt krótka. Zaruba z rozpaczą starał się dostosować do niej rozmiar swego ciała. Rozzłościł się tak bezwzględnym oporem.
Wreszcie leżał jakby skrępowany, bez ruchu — taki mały chłopczyna — i patrzył na wielkie, świetlane kręgi, które toczyły się w mroku na krążącej tarczy.
— Wszakże już śpię — rozbłysło mu w głowie i w tej chwili otworzył oczy.
Wtedy zobaczył rozstępujący się kąt dwu ścian.
Zmieszał się niewypowiedzianie.
— Gdzie jestem? Co to jest właściwie?
Wytrzeszczył oczy, ale nie mógł zorjentować się ani w przestrzeni, ani w kierunku.
Zebrał wszystkie swoje siły i wstał.
Znowu zobaczył długi i zimny korytarz, ale wydał się mu smutniejszym, niż przedtem.
Spostrzegł, że wybił się już zupełnie ze snu i poczuł w ustach gorzki smak niewyspania.