Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przeczekam noc w restauracji — myślał sobie Zaruba, gdy pociąg dojeżdżał — albo rozciągnę się gdzieś w poczekalni. Prześpię się trzy, albo cztery godziny i pierwszym porannym pociągiem pojadę dalej. Boże! tylko prędzej! Jeszcze pozostaje nadzieja! Jeszcze wszystko można uratować! Ach, tyle godzin!
Ale restauracja była już zamknięta, a jedyną poczekalnię zapełnił transport wojska.
Żołnierze spali na ławkach i stołach. Leżeli na ziemi z głowami opartemi o podstawę stołu, o spluwaczkę, o zmięte papiery, z twarzami, zwróconemi ku podłodze, ściśnięci, jak stos trupów.
Zaruba schronił się w korytarzu.
Było tu zimno, a dwa gazowe płomienie trzęsły się znużone w wilgotnym półmroku, który pachniał dziegdziem i klozetem.
Trochę ludzi chwiało się i ziewało na ławkach w tępej cierpliwości długiego czekania.
Ale tu było przynajmniej trochę miejsca. Trochę miejsca dla człowieka. Trochę miejsca na milczącą drzemkę zmęczonego.
Zaruba wyszukał ławkę. Usadowił się na niej tak, aby mu było jak najcieplej, jak najwygodniej.