Strona:PL Kajetan Koźmian - Różne wiersze.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przemawia z nich do nas różnemi swemi uczuciami Księstwo Warszawskie i wielki zawód upadku Napoleona, Królestwo Kongresowe i jego koniec, rok 1830; że od wielkiej Rewowolucyi francuskiej aż do wstrząśnień roku 1848, od Napoleona Pierwszego do Trzeciego, od ostatniego rozbioru aż do ty wojny Krymskiej, która odwet za rozbiory zapowiadać się zdawała, przechowało się w tej poezyi niejedno, co było w historyi.
Sądzą też spadkobiercy kasztelana Kożmiana, wnuki jego, że robią rzecz dobrą, kiedy zebrawszy razem rozproszone dziada swego wiersze, oddają je do rąk publiczności polskiej: taksamo, tuszymy, sądzić będzie i ta publiczność.
Dziś, kiedy walka z klassykami dawno skończona i kiedy na tę sprawę zamkniętą możemy patrzeć bezstronnie, z dobrą wolą dla wszystkich, dziś nie mamy trudności ani zasługi w przyznaniu, że na. grobowcu dawnego klassycyzmu pięknie wygląda figura najzdolniejszego i najpoważniejszego z naszych ówczesnych klassyków, Koźmiana. Rzeczywiście jest coś posągowego w jego literackim żywocie, jest to żywot jednolity, cały z tego samego metalu i z tego samego odlewu, i ma tę poważną postawę, te proste, surowe linie, które przystoją nagrobkowym figurom. Zaczęła się ta czynność literacka odami do Napoleona, kończy się wierszami do Zygmunta Krasińskiego; pierwsze natchnęło uwielbienie dla twórcy Księstwa Warszawskiego, domniemanego wskrzesiciela Polski; drugie zrodziły się pod wpływem uwielbienia dla poety, który po strasznem rozdarciu samego serca Polski w roku czterdziestym szóstym, wzniósł modlitwę o balsam na te rany, o dobrą wolę wewnątrz nas samych. Jakie koło obiegła Polska od jednej do drugiej z tych chwil, wiele nadziei pieściła i wiele ich straciła, wiele razy i jak bardzo się zmieniła w oczach tego człowieka, który widział ją jeszcze niepodległą tak niedawno, a umarł w naszych czasach — jak te zmiany musiały boleć jego, który sam się nie zmieniał, który jednę tylko w swojem życiu nadzieję pieścił, za Napoleona, ale stratę wszystkich czuł i dzielił; a przecież, choć na tyle rzeczy patrzał i tyle ich odczuł, zachował siwiznę, nie „młodszą mej młodości“ (Krasiński jest niesprawiedliwym względem siebie, kiedy to mówi), ale czerstwą, jędrną, pełną męskiej siły,