Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wymknij się w nocy z obozu, lepiej zrobisz, niż gdy będziesz tu psuł ducha, wojna snać nie twoja rzecz, wracaj do brewiarza!
Ksiądz zarumienił się gwałtownie na słowa naczelnika, krew strumieniami do głowy mu uderzyła, chwil kilka nie mógł przemówić, język w ustach strętwiał mu — wreszcie opanował wzruszenie.
— Ha! swoje zrobiłem — mówił pokornie już teraz — swoje zrobiłem, prosiłem, błagałem, niech się dzieje wola Boska, nie moja tu władza stanowi, a wasza panie naczelniku, idę ludzi na śmierć dysponować, a jutro przekonacie się, czy zginąć potrafię? — i odszedł w stronę obozu.
— Może ksiądz ma racyę — przemówił po chwili smutnie naczelnik — ale żebym śmierć pewną widział, to nie poddam się, hańby nie wezmę na siebie, zawsze na śmierć trzeba być przygotowanym, — tu wyjął z kieszeni pugilares i z niego powydobywał jakieś papiery i przyłożywszy zapałkę podpalił — no teraz — mówił — choć znajdą trupa, nie dojdą kto ja taki, żonie i dzieciom dadzą spokój.
— Janie! Janie — szepnął po chwili głębokiej zadumy — ja zginę, ty wyjdziesz żyw, słuchaj! masz tu dwa pierścionki, ślubny i zaręczynowy, oddaj je pani i powiedz, że o niej, w ostatniej godzinie myślałem, że z jej imieniem na ustach umarłem.
— Co też pan dziś wygaduje? — odparłem opryskliwie, a dziwny smutek w duszy uczułem i przeczuwałem, że on przyszłość odgadywał — kto wié kto z kraju? — mówiłem, pocieszając go — komu pierwej sądzono?
Nie słuchając mojej mowy, zwrócił się naczelnik i szedł do środka obozu, ja szedłem za nim; gdyśmy stanęli w samym środku, naczelnik zwołał wszystkich koło siebie i donośnym, uroczystym głosem przemówił:
— Bracia! jutro bitwa, uniknąć jej nie możemy, poddawać się ja nie myślę, nie umiem, zresztą mam wszelką na dzieję zwycięztwa, tylko dwie sotnie kozaków mamy przed