Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanowego i dwóch szpiegów powiesili. Nawet za Latyczowem większy transport wojskowy i kasa pułkowa w nasze ręce wpadły.
Po tym ostatnim tryumfie szczęście się zmieniło, widać dowiedzieli się o nas dokładnie, bo ścigać nas poczęto. W dodatku słoty jesienne rozpoczęły się, lało jak z wiadra dzień i noc; odzież, buty gniły na człowieku, ludzie na febry zapadali, a na koniach z trudu, głodu i chłodu sierść najeżyła się i gruda rzucać się zaczęła.
Z drugiej strony jednak, codziennie po kilku uzbrojonych ochotników przybywało. Rozgłos o naszym oddziele poszedł, więc wyrywali się tu i ówdzie co gorętsi i spieszyli łączyć sie z nami; do czterech tygodni oddział urósł do stu koni, tylko piechoty nie mieliśmy zupełnie.
Pan Karol, którego teraz naczelnikiem nazywaliśmy, prowadził nas ostrożnie i rozważnie, kierując się na północ do Bugu, by tam z większemi oddziałami połączyć się.
Pomimo słoty i chorób, udało się nam dość szczęśliwie obejść Stary Konstantynów; weszliśmy w olbrzymie szpilkowe lasy do Szepetówki, należycie i tam ślady za sobą na jakiś czas zatarłszy, dni kilka wypoczęliśmy.
Po połowie października ruszyliśmy dalej ku zachodowi, starając się obejść Równo. Kozacy już nam na karku siedzieli, ale w lasach dojść nas nie mogli, miejsca na bitwę nie było.
Chwili wytchnienia jednak nam już nie dawali, krok w krok śledzili za nami, a przez pobereźników i leśniczych książęcych dochodziły nas słuchy, że i piechota za nami ciągnie.
Pięć długich dni trwała ta gonitwa, to wielkie polowanie na nas, aż szóstego dnia lasy skończyły się. Nad wieczorem stanęliśmy na skraju, a okiem można było dojrzeć placówki kozackie, tu i owdzie strzelaliśmy do siebie, ale bez szkody. Nie atakowali nas jednak, zdaje się, że mieli nadzieję, że gdy osaczą nas na wszystkie strony — poddamy się bez oporu.