Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bywało, jak z takiej przejażdżki powróci, to zaraz do niego biegnie ksiądz Konstanty, Kapucyn, nasz kapelan i tam czasem całemi godzinami coś szepczą, nad czemś się naradzają.
Pewnego wieczora saniami z Kowalówki nadjechał jakiś nieznajomy pan, młody człowiek. Długo z panem Karolem w nocy rozmawiał i przed świtem jeszcze stajennemi końmi odwiózł go Dynyś do Zahajpola.
Rano pani wyszła zapłakana, a pan Karol to bladł, to czerwieniał, trząsł się cały i tylko pięści zaciskał.
Tego dnia koło południa przyszedłem do niego z zapytaniem: wiele z młodych koni i jakiej maści zostawić dla pani do cugu?
— A daj mi też pokój z twemi końmi — odparł opryskliwie, choć nie zwykł był tak mówić — jak ci się podoba, komu tam teraz konie do cugu w głowie? Wiesz, co się w Warszawie dzieje?
— Nie wiem! — odpowiedziałem.
— Do ludu, do ludu bezbronnego, do ludu modlącego się strzelali, krew, krew, rzeki krwi popłynęły. Boże! Boże! i Ty nam to znosić każesz, kiedyż godzina pomsty przyjdzie?
Księdza Konstantego od rana we dworze nie było, jeszcze na dodniówkę wyjechał i tego dnia objechał całe dobra i okolicę, był u wszystkich oficyalistów, u obywateli sąsiednich, u szlachty czynszowej.
Pan Karol kazał wyrąbać w lesie dęba olbrzymiego i tego samego dnia jeszcze krzyż z niego wyciosać i na cmentarz zwieźć; nim słońce zaszło, krzyż już leżał na cmentarzu.
Na drugi dzień od rana, niby na odpust jaki, ściągnął się naród do Korwinowa i karetami, i saniami, i konno, i pieszo, jak kto mógł, a cały cmentarz zajęli, szpilki nie było gdzie wetknąć.
O dziewiątej godzinie ksiądz Konstanty w żałobnym ornacie ze mszą wyszedł; chociaż nikt głośno nie mówił, naród wiedział cały, za czyjeto dusze msza.
Przez całą mszę cisza była głucha, choć makiem siać.