Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po tych słowach zwrócił się znowu ku oknu i — najniespodziewaniej, z dziwną lekkością i zgrabnością — zsunął się po niskiej ścianie na sąsiednią murawę. Ja pozostałem w oknie; oczom własnym wierzyć nie chciałem. Deszcz ulewny był już ustał, drobne tylko kropelki tu i owdzie spadały; wśród tego drobnego deszczyku, po oślizłej, mokrej murawie szedł ten niezwykły starzec bosemi nogami, pewnym pospiesznym krokiem ku sąsiednim drzewom.
Bojąc się, żeby mu się co nie stało, bym go wreszcie nie stracił z oczu, wyskoczyłem i ja na murawę i poszedłem za nim.
O jakie trzysta kroków od ruin pałacu, pomiędzy staremi, przez burzę ponadłamywanemi drzewami, ujrzałem — szczątki białego, marmurowego pomnika, świeżo przez grom roztrzaskanego na kilkadziesiąt kawałów. Białe odłamy kararyjskiego kamienia, zmieszane z obitym przez burzę liściem drzew i obłamanemi gałęźmi stanowiły niekształtną kupę, hojnie błotem i piaskiem obryzganą.
Stary doszedłszy do nietkniętej podstawy pomnika, runął całym ciężarem swego olbrzymiego ciała na ziemię i począł rozpaczliwie tłuc czołem o gładkie, twarde płyty. Wołał przytem bezprzestannie:
Konec! Ostatok!... Konec! Ostatok!...
Potem nagle zerwał się gwałtownie, wyprężył się nienaturalnie i począł szeptać urywanemi, lecz dziwnie bolesnemi słowy:
— Ha! ha!... Przepowiadali wam to panie starosto... przepowiadali... Nareszcie wam ostatni pohybel przyszedł. Sprzedali wy starosto Polszczę... moskalowi... sprzedali... za marne grosze, za ordery carskie... Teraz Bóg karze... Przyszedł wam koniec... koniec... ostatek... pohybel!
I padł znowu jak długi na rozmokłą ziemią i płakać począł boleśnie, rozdzierająco.
Stałem obok milcząc, wzruszony, zdziwiony bólem tym strasznym, żalem tym olbrzymim. Patrzyłem na siwą głowę starca tarzającą się po ostrych złomach marmuru. Pośród