Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zygzaki marzeń owych, owych snów na jawie, w których widziałem się twórcą powieści i dramatów, podziwianych i oklaskiwanych przez tysiące, setki tysięcy, miliony. Były chwile, w których przez dziwne halucynacye wyobraźni wydawało mi się: że posiadłem olbrzymią władzę duchową nad niezliczonemi milionami mych rodaków; że miliony te z niecierpliwością wyczekują każdego słowa, które z pod mego pióra wyjść ma; że morze głów pochyla się przedemną, a serca tego tłumu biją tak, jak im moja wola, moje natchnienie bić każe.
Ah! złudo — marzyłem o wszechwładztwie ducha, a pisałem wówczas sonety i ody, niezgrabne naśladownictwa czytanych poetów, na cześć ubóstwianej Anny Piotrówny.
Wszystkie te złudzenia, wszelkie te sny — oprócz nauk starego wikarego — miały rozprysnąć się, rozpłynąć w przestworach niebytu; miały zniknąć jak lotny dym pod powiewem mroźnego wiatru grudniowego. A jednak lato to pozostawiło w pamięci najmilsze wspomnienie, wspomnienie niczem niezmąconej błogości, szczęścia jakiegoś tak doskonałego i wszechstronnego, iż równe ponoś li w czystej medytacyi religijnej lub modlitwie znaleść człek na ziemi może.
Marzeniami mojemi dzieliłem się z Aniutą; ona podzielała — tak przynajmniej zdawało mi się wówczas — moje złudzenia, nawet zachęcała mnie do obrania literackiej karyery. Mówiła mi raz, śmiejąc się zawsze figlarnie, że pragnęłaby znać jakiego wielkiego poetę, któryby na jej cześć pisał poematy, przez cały świat podziwiane. Gdy ona tak mawiała, drżałem cały, serce mi biło gwałtownie i myślałem w duszy: wszak ty już jesteś tak szczęśliwa i powtarzałem w pamięci zwrotki ostatniego mego sonetu, który mial być, według mego zdania, świetnem arcydziełem; a jednak wolałbym był wówczas raczej trupem odrazu paść, niżbym miał odkryć przed nią tajemnicę mej autorskiej twórczości.
O odwiedzinach, które składałem księdzu wikaremu, o usposobieniu mej duszy, o zamiarach zmiany religii nie mówiłem ani Aniucie, ani kolegom; wiedziałem doskonale, że