Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doświadczyłem wówczas i trującego wpływu gorzkiego jadu zazdrości. Zazdrościłem tej zielonookiej kobiecie miłości mego ojca, i za siebie i za moją zmarłą matkę.
Stosunek mój z ojcem ochłódł zupełnie, wyrzutów czynić mu nie śmiałem, nie miałem odwagi; on jednak wiedział doskonale, jakie uczucia w mej duszy goszczą, i co więcej zdaje mi się, że w gruncie przyznawał mi słuszność, nie miał jednak tyle silnej woli i stanowczości, żeby zerwać związek, będący zaporą pomiędzy mną a nim. Wada całej generacyi, wada może nawet całej warstwy społecznej, przez kilka pokoleń trwająca, czyniła go nieszczęśliwym. Jednakże ja nie zdobyłem się na tyle miłosierdzia, żeby go wówczas żałować.

IV.

Gorycz, gnieżdżąca się w mej duszy, zmieniła, skrzywiła zupełnie kierunek mego ówczesnego rozwoju umysłowego.
W następstwie owego rozgoryczenia zdziczałem i straciłem humor i wesołość, za którą lubili mnie koledzy i przyjaciele. Zdziczenie to doszło do tego stopnia, że wyniosłem się nawet w następnym roku z naszej wspólnej kwatery u pani Waruskiej. Poczciwi chłopcy, serdeczni koledzy Staś, Adaś i Kazio robili wszelkie starania, ażeby odegnać od mej duszy smutek ten straszny, a tak widoczny; perswadowali, prosili, błagali — nic nie pomagało, zaciąłem się i słowem przed nimi nie zdradziłem przyczyn mego usposobienia; oni zaś choć znali je dokładnie, przez wrodzoną im delikatność nie śmieli nigdy tej sprawy tknąć, nie odważyli się mówić otwarcie, bez ogródek. Ulokowałem się u starego nauczyciela Wiaziencewa, znanego ze swych dziwactw, małomowności i pesymizmu; pani Wiaziencowa w wadach tych, czy przymiotach przewyższała jeszcze swego męża; dom ten nazywano »klasztorem Kamedułów«. Miałem tam zupełnie osobny pokój i pozwolenie chodzenia po dość obszernym, w piękne drzewa bogatym ogro-