Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieniła się jakiemiś błękitno zielonemi cieniami. Po odmówieniu modlitwy odrazu zwrócił się do mnie — powstałem w ławce.
— Wyjdź z ławki na środek — wrzasnął — w ławce ci podpowiadają.
Wyszedłem. Zadał mi pytanie; ani słowa nie odpowiedziałem, lekcyi bowiem nie uczyłem się zupełnie.
— To lekcyi nie umiesz — wołał nieludzkim głosem — »zakon bożyj« śmierdzi ci, jaśnie wielmożny paniczu, a z polaczkami książki polskie rewolucyjne, zakazane czytasz. Ruszaj mi na miejsce parszywa owco, a ja ci przepowiadam, że nareszcie cierpliwość władzy się wyczerpie i dla przykładu ukarzą cię publicznie, ukarzą cię pletniami.
Zakipiało we mnie, nie mogłem się powstrzymać i głośno krzyknąłem:
— Nikt nie ma prawa mnie bić, jestem szlachcicem!
— Zobaczymy! — odrzekł pop, i tymczasem historya na tem się skończyła.
Nie mogłem się jednak uspokoić; nieznane mi przedtem uczucie opanowało moje ciało, krew strasznym warem krążyła w żyłach, zaciskałem konwulsyjnie pięści, usta aż do krwi gryzłem. Czułem, że dochodzę do szaleństwa.
Wreszcie lekcya się skończyła, pop wyszedł, w sali zrobiło się gwarno, katolicy wracali z lekcyi, którą mieli ze swoim kapelanem. Wybiegłem ze swego miejsca i stanąwszy przed kolegą Zalińskim, zapytałem go głosem zdławionym od gniewu:
— Czy to ty podły żebraku donosy na mnie robisz?
Ten odwrócił się do mnie tyłem i rzekł:
— Pójdź precz! Odczep się odemnie pański lizunie!
Nie wiem, co się dalej stało. Na kilka chwil straciłem przytomność i odzyskałem ją dopiero wówczas, gdy koledzy odciągnęli mnie na stronę. Popatrzyłem na mego przeciwnika: leżał zupełnie martwy, twarz miał białą jak papier, a z nosa i ust lała się czerwona krew. Skamieniałem; wydało mi się, że zabiłem go na miejscu; żal jakiś okrutny ścianął mi serce, oddech zatamował, stałem wpatrzony martwemi oczyma w twarz