Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Eh! co tu gadać — zabrał znowu głos Siańko — nasz Josif Iwanowicz, choć go do rany przyłóż, ale na komandira (komendanta) za miękki człowiek. Ot! albo i teraz: ci starszyny zbójeckie byli tu, pokłonili mu się, czołem bili, nałgali, że oni o niczem nie wiedzą, i on ich puścił, a jabym ich był kazał powiesić, i spokójby odrazu nastał i buntu śladby zaginął. Powiesić! powiesić, to najlepszy sposób!
— A, poganinież ty obmierzły! — zawołała nagle i niespodzianie kucharka, biorąc się jedną ręką w bok, a drugą, w której trzymała dymiącą warzechę, grożąc kozakowi. — A czyż to ty nie jesteś gorszy zbój, niż ci Czerkiesi? — wołała coraz groźniej. — Jemu tylko na myśli knut i szubienica. A nie masz ty sumienia! A cóż winni ci ludzie spokojni, że z tureckiej strony wpadli sułtańscy Czerkiesi i pocztę rozbili. Wiem ja, pogańska duszo, że tybyś krew ludzką pił, a bo to tacy, jak ty, nie znęcali się nad naszymi katolikami, nad wiernemi dziećmi Matki Boskiej, a bo takie brodacze, jak ty, nie karmili koni w kościołach, nie katowali sług bożych? Oh! patrz go, onby zaraz wieszał. Chwała Bogu, że nasz pan nie taki.
— Milcz babo! — krzyknął kozak — a nie, to ci nahajem pysk zamknę. Czy to nie wiesz, że carska służba nie drużba, że: kak byt’ pa sienne — tak byt’ pa siemu, że tu serca niema. Patrzcie na nią, jaka mi katoliczka, jej serca potrzeba. Nie stul mi tylko gęby, to powiem ja panu, że ty z Kotłowskim i z kapelanem dziecko mu na lacką wiarę przerabiacie. Czekaj, będziesz ty na starość na suchej kobyle oklep jeździła.
W tej chwili usłyszałem głos Kotłowskiego, wzywający mnie do lekcyi; czemprędzej więc opuściłem kuchnię i wbiegłem do pokoju, przeznaczonego na »szkołę«.
Choć rozmowa żołnierzy i kucharki rozciekawiła mnie bardzo, nie pytałem jednak dnia tego mego nauczyciela o jej znaczenie, bo wstydziłem się przyznać, że podsłuchiwałem w kuchni.