Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ordynansi przychodzili bezprzestannie do mego ojca, który był komendantem miejscowej załogi; gońcy jacyś, na zziajanych, potem i kurzem okrytych koniach, przybiegli do kwatery ojca, starsi z sąsiednich gmin czerkieskich zjawiali się również i z pokornemi minami tłomaczyli coś ojcu. — Wszystko to, razem wziąwszy, zaintrygowało mnie ogromnie, wymknąłem się więc do kuchni, aby zasięgnąć języka od Józefowej, która była we wielu wypadkach moją encyklopedyą i pod względem mego ówczesnego wykształczenia i znajomości życia położyła była prawie takie same zasługi, jak i Kotłowski.
W kuchni zastałem dwóch podoficerów dragońskich i Siańka, który perorował coś zawzięcie i namiętnie wymachiwał rękami. Obecni nie zauważyli nawet mego wejścia; wcisnąłem się w kąt i niepostrzeżony przez obecnych słuchałem:
— Psy niechrzczone, rozbójniki, gołoworezy! — wrzeszczał Siańko — cierpliwość chrześciańska musi się wyczerpać. W biały dzień napadli złodzieje na konwój, czterech dragonów zrąbali, pocztyliona skłuli tak, że dogorywa już, i sumkę (torbę pocztową z korespondencyami i pieniądzmi) z kazionnemi (rządowemi) pieniądzmi zabrali. Cały auł (osada czerkieska) kazałbym za to wysiec; kazałbym wywieszać buntowników do jednego.
— Ależ bo i maładcy sprawne ci gorcy — mówił jeden z podoficerów. — Niema co mówić, sprawili się cicho: Patrol, który prowadził zwodny, (starszy podoficer) Liwuchyn, nie był dalej od tego miejsca, jak na wiorstę, i dragony nawet jęku nie słyszeli.
— Musiało ich być, tych rozbójników tyle, że naszych tak obskoczyli raptem i zadławili, że nawet strzelić żaden nie miał czasu. A silnie tną szelmy! dragonowi farfurnemu łotr któryś oddzielił głowę od kadłuba, jak nie przymierzając Józefowa kurczęciu — dodał drugi podoficer.
— Mniebyś przynajmniej nie mieszał do tego — szepnęła z niechęcią Józefowa i zatopiła się w ustawionych przy ogniu rondlach.