Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zwolna chory zaczynał przychodzić do siebie, oddech stawał się równiejszy i nie wymagał pracy płuc tak natężonej, blask oczu zmniejszył się i chory zasnął snem lekkim, trudnym nawet do dostrzeżenia.
Pozostałem przy nim aż do obudzenia, które nastąpiło w godzinę może po zaśnięciu. Sen widocznie pokrzepił go i wzmocnił gasnące siły. — Natychmiast po przebudzeniu skinął na mnie ręką, bym się zbliżył do niego. Podszedłem.
Przemówił wówczas do mnie cichym, urywanym, ale zupełnie wyraźnym głosem:
— Prosiłem, byś pan przyszedł. Mam się o coś ważnego spytać.
Słuchałem, łowiąc uważnie uchem każdy najdrobniejszy dźwięk.
— Zauważyłem w czasie naszych rozmów — mówił dalej, przemagając kaszel — że pan zajmowałeś się naukami przyrodniczemi. Gospodyni nasza powiedziała mi dziś, że ja wkrótce umrę.
Tu zakaszlał się mocniej i trochę krwi ukazało się na bladych ustach, na czole i twarzy wystąpiły gęste krople potu, w oczach jednak nie dostrzegłem ani śladu niepokoju, przeciwnie, widniały tam: rezygnacya i powaga jakaś wielka. Po chwili kaszel ustał i głos mu wrócił, mówił więc dalej:
— Zaklinam cię bracie w Chrystusie, powiedz mi, czy to prawda? Ja nie czuję jeszcze zbliżania się śmierci i wiecznego wypoczynku. Powiedz mi prawdę. Czy tak jest w istocie?
Mówiąc to, wpatrzył on mi się w oczy tak bystro i przenikliwie, że nie byłem w stanie karmić go złudzeniami; nawet dla chwilowego uspokojenia go kłamać nie byłem w stanie; zresztą widziałem, że choć wieść ta będzie dlań niespodzianką, to jednak nie przerazi go zgoła, rzekłem wiec krótko
— Tak!
Po słowie tem, wyrzeczonem dobitnie, wydawało mi się, że uśmiech jakiś słodki i wesoły prawie przebiegł mu po twarzy, trwał chwilę tylko, mignął zaledwie i znikł, ustępując