Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Po białym przymrozku będzie deszcz z pewnością. Jak nie dziś, to jutro — rzekł sentencyonalnie Nowak. Już teraz zaczyna się psi czas. Nie wiem, czy długo jeszcze pan u nas w górach wytrzyma?
Nie odpowiedziałem mu nawet, tylko przyspieszyłem kroku, a w myśli postanowiłem jak najprędzej wydostać się na równiny.
Gdy zbliżyliśmy się do bramy leśniczówki, wybiegła na nasze spotkanie pani Nowakowa, najwidoczniej niecierpliwie oczekująca naszego powrotu. Gdy zobaczyłem ją, pomimo tuszy wcale okazałej pędzącą po stromej ścieżce, doświadczyłem nagle jakiegoś złego przeczucia — i nie omyliło mnie ono.
— Nieszczęście! nieszczęście! — były pierwsze słowa przerażonej kobiety — chodźcie panowie prędzej! Mężu prędzej! No prędzejże Nowak! — wołała niecierpliwie.
— Cóż tam się stało? spytał, zbliżając się leśniczy.
— Ksiądz umiera! — zawołała, a później, gestykulując, gorączkowo zaczęła opowiadać, zwracając się to do mnie, to do męża: — Wczoraj wieczorem było zimno, a on do ciemniusieńkiej nocy spacerował po sadzie. Dwa razy wychodziłam do niego, proszę: niech ksiądz dobrodziej raczy do pokoju, powietrze zimne, aż człek kostnieje. A on mi na to panie dobrodzieju powiada: niech się pani Nowakowa nie troska o mnie, zdrów jestem, jak nieprzymierzając koń, tylko ojcowie z troskliwości zbytecznej wyprawili mnie tu, żebym wypoczął po pracy książkowej Biedaczek nie wié nawet, że śmierć z kosą czeka już na niego. W nocy, eh! już nad ranem przybiega Hapka do mego łóżka i szarpie i woła: — Pani! pani! Ksiandz umyrajut! Poszłam, sądny dzień, krwi jak z dzika pełny pokój, a on sam charczy, a twarz ma białą, gdzie tam białą — żółtą, niby woskową. Ja do niego, a on ani ręką, ani nogą ruszyć nie może. Mówię mu: A widzi ksiądz dobrodziej, co mróz znaczy, teraz chodź po księdza i po Sakramenta święte posyłaj, bo życia już w jegomości nie ma i za kurczątko malusieńkie. A on biedaczek popatrzył na