Przejdź do zawartości

Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —

czy szczęśliwej drogi — i tak się chłodno rozstali. Matka tylko popłakiwała trochę, a Rózia z wysokiej bryczki ciekawie spoglądała na drogę do swojej nowej siedziby.
Już noc była, gdy państwo młodzi do Przytuchy wjechali.

. . . . . . . . . . . . . . . .

We wsi spali wszyscy, ani w jednem okienku światła widać nie było; pies jeden, drugi szczeknął, ale, widząc, że swoi, ogon podkulił i uciekał na swe legowisko, gdyż zimno było wielkie i wiatr przejmujący. Śpiewalski rozmyślał o swojem szczęściu, Rózia drzemała. Zajechali przed dom.
Śpiewalski zastukał, ale nie bardzo śmiało; nie tak, jak do swojej siedziby szedł.
Wnet błysnęło światło, Katarzyna, zarzuciwszy chustkę na ramiona, ukazała się we drzwiach: postawiła lampkę na stole i wyszła.
— Róziu, chodź, — rzekł Śpiewalski — przestąp próg swego domu i daj nam Boże szczęśliwie. Kasiu! Kasiu, chodźno tu prędzej.
Córka, posłuszna wezwaniu ojca, weszła do pierwszej izby, gdzie Śpiewalski zapalił zaraz dużą lampę. Zrobiło się jasno, jak w dzień, i kobiety spojrzały jedna na drugą. Było to spojrzenie przelotne, prędkie, ale dużo mówiące; obie strony