Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

lepiej. Obcisło to ciepło, przestrono — to wiater zalatuje i chłodno jest...
— Dawajcie drugi, sprobuję.
— Bierzcie drugi. Aj! wy macie szczęście do kożuchów. Pierwszy trafił się wam doskonały, drugi jeszcze lepszy — to gatunkowe futro... Patrzcie, jaka wełna, czyste sobole...
— A juści „sobole, bo w plecy kole.“
— Nie żartujcie, na moje sumienie, ja prawdę mówię; jeżeli znajdziecie na całym jarmarku lepszy kożuch, to niech ja nigdy nie choruję...
— Juści niezgorszy kożuszyna — rzekł Bartłomiej, — tylko że za duży.
— Macie się o co martwić? To właśnie cały smak w kożuchu. Wy go możecie włożyć na większą sukmanę, wy się nim otulicie dobrze, wy nie zziębnięcie, choćbyście cały dzień robili w lesie na mrozie, po kolana w śniegu... Czy ja nie znawca na takie interesa? Ha, ha! ilu gospodarzy ma odemnie kożuchy... Wy zdaleka?
— Z Przytuchy...
— No, to się spytajcie Śpiewalskiego, pana Śpiewalskiego spytajcie, jakie futra ma Abram, to wam Śpiewalski powie...
— Kupił od was kożuch?