Strona:PL Juljusz Zeyer - Oczy królewicza.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bie nieboszczki. Machacz pomyślał o latach ubiegłych. Teraz będzie myślał o niej. Ręce wyjął z rękawic o jednym palcu i począł się modlić. Modlił się, aby Opatrzność zdjęła z niego ciężar odpowiedzialności.
— Panie Boże, daj Dorocie wieczne odpoczywanie za te razy, które odebrała odemnie.
— Panie Boże, daj Dorocie wieczny spokój, bo ze mną miała ciągłą wojnę.
— Panie Boże, daj jej spokój za te godziny nocne, które przeczuwała, czekając za mną.
— Panie Boże, daj jej spokój za tę trwogę, którą miała, gdym jej zabrał wszystkie pieniądze ze skrzyni i zostawił bez grosza z troską za co jutro kupi chleba!
— Panie Boże, daj jej duszy zbawienie, aby na jej twarzy zawitał uśmiech nawet, gdy mnie sobie wspomni!...
Głowa M achacza pochyliła się ku piersiom. „Wiatr zawiał znowu silniej, a płatki śniegowe biły go po twarzy.
Machaczowi zdawało się, że powinien pochylić się i ucałować ziemię, pod którą spoczywała.
Szybko się schylił, ale nagle wyprostował.
Coś go w sercu ukłuło. Chwycił się ręką za pierś.
Kij wypadł mu z dłoni, i Machacz padł martwy na ziemię. Oczy jego, nabiegłe krwią, od nocy nieprzespanych, patrzyły wzwyż ku niebu na wirujące w powietrzu płatki śniegu.
Szukały w nieskończonej dali uśmiechu na zasępionej twarzy nieboszczki.