Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
69
Na pograniczu obcych światów

Czułem swą porażkę; powiedziałem sobie, że zaszedłem za daleko, ale to, co było moją pychą, a co uważałem za swój rozum, przyświadczało mi jednak, że mam słuszność, i ostrzegało mię przed wszelkiemi porywami i wybuchami uczuć.
— Tylko żadnej słabości! — pomyślałem, idąc w milczeniu za Florą.
U stóp schodów prowadzących na pierwsze piętro, zatrzymała się i wskazała mi palcem drzwi na górze.
— Tam jest teraz pracownia — objaśniła mnie.
Zacząłem wstępować n a schody, oglądając się za nią, jak szła przez ciemną sień, jak na progu domu zajaśniała w łunie światłości, która z jej wdzięcznej zdawała się tryskać postaci, jak wyszedłszy do ogrodu w zielonych zanurzyła się cieniach, i jak w tem morzu kwiatów i liści znikła nareszcie. Wtedy dopiero zapukałem do drzwi pracowni.