Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
50
Na pograniczu obcych światów.

aż do samej Pragi, pośpieszyłem tedy co żywo na górę. Wstąpiwszy na ostatni stopień, stanąłem zdumiony; nie byłem sam w ogrodzie, jakem był mniemał. O zwietrzałą balustradę opierała się wysoka, smukła postać dziewczęca, cudnie pięknych konturów, i rzucała figlarnie drobne kwiatki polne, których całą wiązankę w ręku trzymała, w dół, w otwarte usta powalonego na ziemię tytana, który przed stuleciem, gdy jeszcze zamek T..ski mniej był zaniedbany, jasną strugę wielkiego wodotrysku w górę miotał, ku zabawie tych przysadkowatych, smutnie klasycznych Olimpijczyków, dotąd, wzdłuż schodów% na balustradzie stojących.
Omyliłem się tedy, zamek był zamieszkany, a ja dopuściłem się niedyskrecyi. Chciałem oddalić się niepostrzeżenie. Nieznajoma przyszła widocznie dopiero przed chwilką na teraźniejsze swe miejsce, inaczej byłaby mnie widziała, gdym w dole koło tytana przechodził. Rozmyślałem, w jakimby się udać kierunku, aby mnie, gdy zejdę na dół, nie spostrzegła. Ale cofając się, zawadziłem nie-