Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
48
Na pograniczu obcych światów.

Czech, albo jeśli w latach późniejszych zabłądziłem do kraju z tułaczych swych wędrówek, nie wychodziłem prawie za granice naszej wioski, chyba że ojciec zmusił mnie do jakich odwiedzin u sąsiadów w najbliższej okolicy.

Zatrzymywałem się więc za każdym krokiem, wspominałem u każdego drzewa minione dawno czasy, które mi się teraz, przy śpiewie skowronków śród pól, wydawały najszczęśniejszemi, jakie przeżyłem. W bubeneckim parku odpocząłem sobie pod staremi szumiącemi kasztanami; potem puściłem się w dalszą drogę brzegiem rzeki. Tu Wełtawa tak gwałtownie nęcić mię jęła, że nie mogłem oprzeć się, i kąpiel w chłodnych jej falach tyle dodała mi jędrności i sprężystości, że pozostałą drogę w kilka chwil już odbyłem. Okolica T...ska zachwyciła mnie niezwykłym swym wdziękiem. Te winem porosłe pagórki, te owocowe ogrody, aż do połyskliwej ciągnące się rzeki, ta bujna zieleń drzew o rozłożystych koronach, cała ta spokojnie wzgórzysta scenerya o szlachetnych